– Oczywiście liczyliśmy na trochę większy dorobek niż jeden medal. Z drugiej jednak strony z powodu urazów nie startowali w tych mistrzostwach nasi najlepsi judocy w tej kategorii wiekowej Damian Szwarnowiecki i Halima Mohamed-Seghir. Były szanse jeszcze na inne medale, ale niestety czworo naszych zawodników przegrało pojedynki o brąz – podsumował zawody prezes Polskiego Związku Judo Wiesław Błach.
Piąte miejsca, o których wspomniał prezes Błach, zajęli Karolina Pieńkowska (do 52 kg) i Beata Pacut (do 78 kg) oraz dwóch Kamilów - Niedziela (do 100 kg) i Grabowski (powyżej 100 kg). Wszyscy przegrali walki o brązowe medale.
Jedyny „krążek” dla Polski zdobył w kategorii do 60 kg Łukasz Kiełbasiński, który w finale przegrał z rosyjskim judoką Islamem Jaszujewem. Rosjanin zwłaszcza w drugiej połowie walki punktował i to zadecydowało o jego wygranej.
– Jestem zły, bo walka finałowa zakończyła się moją zdecydowaną porażką. W dodatku problem leży w tym, że nie popełniłem jakiś większych błędów, ale rywal po prostu był dziś lepszy. Srebro to nie jest najgorszy wynik, ale mnie to boli. Myślę, że gdy za parę godzin ochłonę, to będę się cieszył – mówił nam tuż po dekoracji Łukasz.
Kiełbasiński to jedna z młodych nadziei polskiego judo na start już w igrzyskach olimpijskich w 2016 roku w Rio de Janeiro. – To jest mój główny cel. Do końca kwalifikacji zostało półtora roku, więc od stycznia będziemy startować na wielu turniejach. Podejrzewam, że czeka mnie około 20 turniejów w roku. To dużo biorąc pod uwagę, że przed każdymi takimi zawodami zbijam trochę wagi – dodał Kiełbasiński.
Inną polską nadzieją na medal była aktualna mistrzyni świata juniorek w kategorii do 57 kg Arleta Podolak. W wywalczeniu medalu w równej mierze przeszkodziło jej fatalne losowanie, co... wojsko. Dzień przed startem Podolak zdawała testy wojskowe.
– Musiałam biegać i czołgać się z plecakiem ważącym ponad 20 kg. Gdy przyjechałam do hotelu wieczorem nie czułam nóg. W dodatku miałam złe losowanie. Już w pierwszej walce trafiłam na Norę Djakovą. Ona i Anastasia Konkina, to takie „dwa harpagony” w mojej wadze – narzekała.
Z Djakovą, która potem zdobyła złoto, wiąże się też inna ciekawa historia, bowiem podczas dekoracji, w odróżnieniu od innych, nie zagrano jest narodowego hymnu, lecz hymn olimpijski. Djakova to bowiem reprezentantka Kosowa, a w mistrzostwach startowała pod egidą Światowej Federacji Judo (IJF).